Policjant z malego miasta

Marek był wysokim silnie zbudowanym szatynem, miał 42 lata i od 20 lat pracował w Policji. Po 10 latach pracy dostał propozycję objęcia posady komendanta posterunku w małej miejscowości Głuszyce. Wioska liczyła zaledwie 300 mieszkańców, ale posterunek był przestronny i dobrze wyposażony. Mieszcząca się w okolicy duża firma elektroniczna zadbała o rozwój Głuszyc. Marek zaprowadził z miejsca porządek w miasteczku. W ciągu dziesięciu lat udało mu się nie tylko wykluczyć wszelkie wykroczenia na terenie miasteczka, ale też skompletować sobie dobraną załogę. Dostrzegli to jego przełożeni awansując go i odznaczając. Zaproponowano mu też przeniesienie z powrotem do dużego miasta. Marek odmówił, niewiele osób wiedziało, dlaczego. Tymczasem Marek miał swoje metody pracy, które mogłyby nie być akceptowane w dużym mieście. Większość młodych osób w Głuszycach odwiedziła w przeszłości pomieszczenia posterunku i za żadne skarby nie chciałaby tam wrócić. Chłopców Marek powierzał swoim podwładnym, dziewczętami zajmował się sam.

Teraz stał koło drogi szybkiego ruchu przebiegającej przez miasto i od niechcenia kontrolował szybkość przejeżdżających samochodów. Nagle zza zakrętu wyskoczyło czerwone BMW 328. Radar zapiszczał przeraźliwie, na jego skali pojawiła się liczba 180. Marek uniósł do góry lizak, ale samochód minął go z rykiem silnika. Tego było za wiele, wskoczył do swojej Bory i ruszył w pościg. BMW jechało bardzo szybko, ale pościg nie trwał długo, włączony "kogut" przyhamował "pirata". Marek podszedł do samochodu, nie patrząc na kierowcę powiedział: - Proszę wysiąść i pokazać dokumenty. Drzwi samochodu otworzyły się i wysiadła z niego piękna dziewczyna około 20 lat. Miała na sobie błękitny kostium, mini spódniczkę, czarne pończoszki i czarne szpilki. - Przepraszam Panie władzo - zaczęła od razu. Marek spojrzał na nią surowo i zawyrokował - 1000 złotych i 16 punktów karnych. Dziewczyna spojrzała na niego banalnie - Tata mnie zabije jak się dowie, nie możemy tego załatwić inaczej? Marek zmierzył ją zimnym wzrokiem - Naprawdę tego chcesz?

-Tak! Bardzo proszę.

- Ok.! Jedź za mną tylko bez numerów.

Pojechali do posterunku. Marek wprowadził ją do swojego gabinetu. Usiadł za biurkiem. - Nazwisko, imię, data urodzenia.

- Marta Rynnic, 12 kwietnia 1980.

- Chcesz otrzymać mandat czy też chcesz inny rodzaj kary?

- Inny to znaczy, jaki?

- Zobaczysz, ale zapewniam Cię, że tata się nie dowie. Tak czy nie?

- Tak!

- Dobrze. Ja też nie jestem zwolennikiem kar ustawowych. Rozbieraj się. Możesz zostawić na sobie pończochy, stanik i szpilki.

Patrzyła na niego zdumiona.

- Co Pan chce mi zrobić?·- Ukaram cię tak jak karze się niegrzeczne dziewczynki - to mówiąc Marek położył na biurku ratanową rózgę - dostaniesz lanie.

- Ale... Ja się nie zgadzam!

- Ok.!, Więc piszemy mandat i wniosek do kolegium.

- Nie... Proszę poczekać! - Marta powoli zaczęła zdejmować ubranie. Po chwili stała przed Markiem w szpilkach, pończochach i czarnym staniku.

- Grzeczna dziewczynka, dzięki temu dostaniesz trochę mniej. Pochyl się i oprzyj o biurko.

Marta spełniła polecenie i już po chwili na jej pośladku ze świstem wylądowała rózga. Marta poderwała się z krzykiem.

- Wróć do pozycji - powiedział Marek.

Po drugim uderzeniu sytuacja powtórzyła się

- Tak się nie będziemy bawić - rzekł Marek - choć za mną.

Przeszli do sąsiedniego pokoju, gdzie stał dziwny jednak sprzęt Był to rodzaj wyściełanego kozła z licznymi rzemieniami - Połóż się na koziołku

– wykonała polecenie, poczuła jak funkcjonariusz przypina paskami jej nogi, za chwilę, to samo zrobił z rękami, była unieruchomiona z wypiętym w górę gołym tyłkiem.

- Licz, dostaniesz 20 rózg i 10 razów dyscypliną. To drugie za to, że musieliśmy tu przyjść.

Pokój wypełnił się świstem, ratanu i krzykami Marty. Teraz nic nie mogło uchronić jej przed bólem. Razy spadały z bezwzględną regularnością, a jej pośladki pokryły się krwawymi pręgami. Gdy krzyknęła - dwadzieścia. Świst ustał. Marek poszedł na drugi koniec pokoju i po chwili wrócił. Przed jej nosem pojawiła się ociekająca wodą dyscyplina złożona z 10 rzemieni z koralikami i supełkami.

- Teraz zmienimy rękę i narzędzie.

Świst dyscypliny był cichszy, ale ból dużo większy. Marta wręcz wyła. Szarpała się też na prawo i lewo, ale Marek wymierzył jej bezwzględnie 10 uderzeń. Kiedy odpiął rzemienie, osunęła się na podłogę.

- Wstań!

Z trudem podniosła się na nogi

- To powinno cię nauczyć rozumu i nie próbuj skarżyć się na mnie, kilku już próbowało. Pamiętaj też, że jak jeszcze raz trafisz do tego pokoju to dzisiejszy dzień wyda ci się pieszczotą.

Marta opuściła posterunek, szła sztywno, z jękiem zajęła miejsce za kierownicą. Jej BMW ruszyło i z szybkością 50 km/h pojechało w kierunku pobliskiego dużego miasta.

Nauka nie poszła w las.