Sekretarka

Anna była wysoką szczupłą brunetką. Od dwóch tygodni pracowała w firmie consultingowej IMPEX. Uzyskanie tej pracy było dla niej powodem do dumy. IMPEX był jedną z najsilniejszych firm na rynku i praca w nim oznaczała stabilizację zawodową i, co tu ukrywać finansową. Gdy ubiegała się o pracę w firmie kilku jej znajomych odradzało jej ten krok. O właścicielu IMPEX-u krążyły, bowiem różne opinie. Po dwóch tygodniach pracy musiała przyznać, że coś w tym jest. Od razu zauważyła, że większość personelu stanowią kobiety. Znamienne było też, że większość z nich było młodych i przystojnych. W pracy panowała niesamowita wręcz dyscyplina. Krążyła opinia, że właściciel – Pan Marek – nie patyczkuje się z niesolidnymi pracownikami. Już za jej kadencji dwie młode dziewczyny – Ola i Katarzyna – otrzymały zwolnienia.

Do obowiązków Ani należało prowadzenie sekretariatu firmy. Pracy było dużo, ale Anna czuła się bardzo dobrze w biurowym zgiełku. Dobra znajomość języków obcych oraz umiejętność obsługi urządzeń biurowych bardzo jej w tym pomagała. Jej kontakty z szefem były ograniczone, ale wydawało jej się. Że jest z niej zadowolony. Do tego dnia...

Był to piątek. W całym biurze wyczuwało się atmosferę wyczekiwania na długo oczekiwany odpoczynek. Atmosfera rozluźnienia udzieliła się też Annie. Koło południa szef położył na jej biurku dokumenty przygotowane na spotkanie z przedstawicielami francuskiego koncernu pragnącego wejść na polski rynek. Ania miała przygotować dwie kopie tych dokumentów na spotkanie o drugiej. Dwie godziny minęły bardzo szybko, gdy przybyła francuska delegacja Ania zaniosła do sali konferencyjnej oryginał i dwie kopie dokumentów. Ledwie jednak wróciła do swojego biurka dostrzegła coś dziwnego. Na podłodze leżała identyczna teczka do tej, którą zaniosła szefowi. Po otwarciu okazało się, że właśnie to jest teczka, którą dał jej Pan Marek. Szybko zrozumiała, co się stało. W roztargnieniu zamieniła komplety dokumentów i zaniosła na konferencję zupełnie inne papiery. Jej wniosek potwierdził się błyskawicznie. Do sekretariatu wpadł Leszek – osobisty sekretarz szefa. Leszek był spokojnym 40-letnim mężczyzną. Bez słowa wziął właściwe dokumenty i wrócił do sali konferencyjnej. Mimo jego spokoju Ania zdała sobie sprawę jak poważny błąd popełniła. Weekendowy nastrój prysł w jednej chwili. Z niepokojem oczekiwała końca spotkania. Dwie godziny później Francuzi opuścili firmę a Pan Marek wszedł do jej pokoju.

· Pani Anno proszę do mnie – ton jego głosu był spokojny, ale Ani ciarki przeszły po krzyżu.

Bez słowa udała się do pokoju szefa. To dziwne, ale nigdy wcześniej tu nie była. Uderzył ją mroczny klimat, jaki tu panował. Potężne mahoniowe meble oraz czarne zasłony w oknach stwarzały dziwny nastrój. Szef siedział za biurkiem i patrzył na nią przenikliwym wzrokiem.

· Czy zdaje sobie pani sprawę jak poważny błąd pani popełniła?

· Tak panie Prezesie (tak tytułowano szefa), ale obiecuję, że to ostatni raz – Ania miała łzy w oczach.

· Bez wątpienia to ostatni raz, bo nie zwykłem tolerować takich pracowników – oświadczył szef – W poniedziałek otrzyma Pani wypowiedzenie.

· Ależ Pan nie może tego zrobić – krzyknęła Anna.

Przekonamy się – ton jego głosu nie pozostawiał jej wątpliwości – chyba, że...

. · Tak Panie Prezesie...

· Chyba, że przystanie Pani na inny rodzaj kary.

Anna spojrzała na niego wielkimi oczami. Czego on może chcieć? W pierwszym momencie pomyślała o jednym – chce ją wykorzystać. Od razu jednak odrzuciła tą myśl. Wśród wielu plotek o Panu Marku ten wątek nie występował w ogóle.

· Zrobię, co Pan zechce – powiedziała pokornie.

· Proszę zdjąć spódnicę i majtki – jego głos był beznamiętny.

Zdrętwiała, więc jednak – jednak chce ją zgwałcić. Stała bez ruchu. Szef wstał i podszedł do wiszącej na ścianie kotary. Jednym ruchem odsłonił ją i jej oczom ukazała się mała wnęka. Z sufitu zwisał łańcuch zakończony skórzanymi rzemieniami, na ścianie zaś wisiała cała kolekcja... pejczy, trzcinek i tym podobnych akcesoriów. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Jak żywo przypominało to salę tortur.

· Proszę zdjąć spódnicę i majtki – powtórzył szef.

Zrozumiała, szef mówiąc o innej karze miał na myśli to. Poczuła się nagle jak mała dziewczynka. Bezwolnie opuściła rękę i rozpięła suwak spódnicy. Została w białej bluzce, żakiecie i czarnych majtkach. Powoli podeszła do wnęki. Szef złapał ją za ręce i przywiązał je do rzemieni. Łańcuch powędrował w górę i już po chwili Anna stała na palcach z rękami wysoko wyciągniętymi w górę. Szef jednym ruchem zerwał z niej majtki.

· To, co teraz dostaniesz będzie tylko pierwszą częścią. Musisz się nauczyć, że każdy błąd będzie tak karany – Szef wziął do ręki długą rattanową trzcinkę i stanął dwa kroki za jej plecami. Usłyszała cichy świst i trzcinka z całą siłą wylądowała na jej pośladkach.

· Licz – usłyszała – dostaniesz dwadzieścia trzcin za swoją pomyłkę.

Uderzenia spadały na jej pośladki w regularnym tempie. Nie mogła nic zrobić. Ból sprawił, że nawet nie krzyczała. Tylko łzy ciekły jej po twarzy a z ust wyrywał się cichy jęk. Wreszcie doliczyła do dwudziestu. Łańcuch opadł w dół. Osunęła się na kolana. Szef stanął nad nią.

· Nie pozwoliłem ci usiąść – usłyszała – Wstań!

Z trudem podniosła się na nogi.

· a Podejdź do biurka.

Spełniła polecenie. Szła chwiejnie aż poczuła chłodny dotyk drewna.

· Połóż ręce na biurku i wypnij się.

Spojrzała przerażona na szefa. Stał przy ścianie trzymając w ręku... szpicrutę.

· Teraz dostaniesz pięć batów za niewykonanie mojego polecania.

· Jakiego polecenia – wyszeptała.

· Miałaś zdjąć spódnicę i majtki – czyż nie?

Ania bez słowa pochyliła się nad biurkiem. Świst tym razem był znacznie głośniejszy i ból też mocniejszy. Szef bił ją na odlew raz w lewy raz w prawy pośladek. Tym razem krzyczała głośno. Skończył.

· Uporządkuj ubranie.

Bez słowa włożyła spódnicę i przygładziła bluzeczkę.

· W tej firmie nie toleruje się błędów – powiedział szef- każdy błąd będzie tak karany. Jeżeli się na to nie zgadzasz możesz w poniedziałek złożyć wypowiedzenie i dostaniesz półroczną wypłatę. Jeżeli się zgadzasz podpisz to oświadczenie – podsunął jej kartkę papieru. Podpisała.

· Od tej chwili obowiązują cię następujące postanowienie. Codziennie masz być ubrana w spódniczkę i białą bluzkę. Nie wolno ci nosić majtek w pracy. Jeżeli zrobisz jakiś błąd nie próbuj tego ukryć. Jeżeli przyznasz się sama otrzymasz pięć trzcinek, jeżeli dowiem się o tym od kogoś innego zostaniesz wychłostana. Raz w miesiącu, sama wybierzesz dzień, masz przyjść do mojej posiadłości zostaniesz tam oceniona i stosownie do przewin ukarana. Zrozumiałaś?

· Tak Panie Prezesie.

· Możesz iść.

Od tego wydarzenia minęły cztery tygodnie. Była sobota, dziś powinna pójść do szefa na swoją pierwszą ocenę. W ciągu tych czterech tygodni raz była w gabinecie i dostała pięć trzcin za skasowanie zawartości skrzynki emaliowej. Nie znaczy to, że miała czyste sumienie. Miała jednak nadzieję, że drobniejsze uchybienia uszły uwadze szefa. Zatrzymała się przed domem szefa. Była to piękna willa położona z dala od innych zabudowań. Drzwi otworzył jej Leszek. Bez słowa wpuścił ją do ogrodu.

· Proszę za mną szef już czeka.

Poprowadził ją do budynku a następnie do piwnicy. Pomieszczenie, do którego została wprowadzona było dziwnie urządzone. Z sufitu tu także zwisał łańcuch. Dodatkowo na ścianach dużo było różnych obręczy i haków. Najdziwniejszy jednak sprzęt stał na środku pokoju. Był to rodzaj wyściełanego kozła z licznymi rzemieniami. Szef siedział w skórzanym fotelu trzymając w ręku gruby pejcz. Na ten widok Ania aż ścisnęła pośladki. Poczuła, że za chwilę pozna bliżej ten przyrząd.

· Rozbierz się do naga – powiedział szef. Ociągając się wykonała polecenia. Zgodnie z zaleceniem nie miała majtek. Zdjęła, więc żakiet, bluzkę, spódnicę i stanik. Gdy sięgnęła do pończoch, szef powstrzymał ją ruchem ręki – starczy.

· Połóż się na koźle – wykonała polecenie, poczuła jak Leszek przywiązuje jej nogi do kozła, za chwilę, to samo zrobił z jej rękami.

· Podnieś jej głowę – powiedział szef. Leszek złapał ją za włosy i zadarł jej głowę do góry.

· Okłamałaś mnie, chyba się nie łudziłaś, że się o tym nie dowiem. W czwartek spóźniłaś się do pracy, w poniedziałek zapomniałaś wysłać pocztę, zrobiłaś to dopiero we wtorek, nie przekazałaś mi wiadomości o d radcy prawnego – czy to prawda?

· Tak – wyszeptała.

· Nic się nie nauczyłaś, musisz dostać surowszą lekcję. Dostaniesz 15 batów pejczem, 30 pasów oraz 30 trzcinek. Byś dobrze zapamiętała dostaniesz też na koniec coś specjalnego. Leszek możesz zaczynać.

Pejcz świsną w powietrzu i na pośladki Anny spadło pierwsze uderzenie. Zawyła z bólu.

· Licz, bo dostaniesz więcej.

· Raz – jęknęła.

Po trzecim uderzeniu myślała, że oszaleje z bólu. Mimo jej krzyków i płaczu Leszek wymierzył jej bezlitośnie 15 uderzeń. Odpiął ją od kozła i poprowadził do ściany przypiął jej ręce w takiej pozycji, że musiała mocno wypiąć pośladki. W ręce Leszka pojawił się pas. Kolejne trzydzieści uderzeń metodycznie dosięgało raz lewy raz prawy pośladek. Ania była już nieprzytomna z bólu. Chłosta ustała. Ocknęła się pięć minut później. Leżała na chłodnej posadzce przykryta kocem. Leszek pomógł jej wstać i ubrać się. Poprowadził ją do gabinetu szefa. Mam nadzieję, że zapamiętasz dzisiejszą naukę i za miesiąc będę mógł ci dać symbolicznego klapsa. Teraz Leszek odwiezie cię do domu i widzimy się w poniedziałek. Żegnam.