Spanking w literaturze

Sceny opisujące karanie laniem na pupę przewijają się przez kartki wielu książek. W tej części witryny znajdują się cytaty z różnych książek. Jeżeli czytając książkę znajdziesz tekst dotyczący lania na pupę, którego tu nie ma proszę Cię o jego przepisanie, oraz notkę o książce:

Autor

Tytuł

Wydawnictwo

Rok wydania>

Strony

Będzie zamieszczone     

 

Juliusz Verne

"Dwa lata Wakacji"

Wydawnictwo Zielona Sowa Kraków 2001 str.121

"Młodzież angielska nie odczuwa odrazy, z jaką Francuz odniósłby się na pewno do kary cielesnej. O ile uczeń francuski wstydziłby się w takim przypadku swojej hańby,uczeń angielski uważałby się za zhańbionego jedynie wtedy, gdyby okazał lęk przed batem”.

 

Margit Sandemo "Otchłań" tom 3

Pol*Nordica Publishing Ltd.

Otwock 1992

Str.119 - 122

W Oslo przestało padać, ale Liv znów stała przy oknie. Nie miała co robić. Nie śmiała niczym się zająć. Jej teściowa tego dnia czuła się na tyle dobrze, że wybrała się do sąsiadów posłuchać plotek. Trzasnęły drzwi wejściowe. Dobrze znajomy dźwięk wskazywał, że do domu wrócił Laurents. Liv zdrętwiała.

Ściskaniew żołądku stawało się coraz bardziej bolesne. Wykrzesała z siebie resztki sił iwyszła na spotkanie męża z uśmiechem.

-Dzień dobry, Berenius - powitała go. - Tak wcześnie dzisiaj w domu?

Nie wolno jej było zwracać się do męża po imieniu; twierdził, że to wulgarne. Livmiała o tym zupełnie inne zdanie, ale jak zawsze uległa. Rozjaśnił się, kiedy ją zobaczył.

-Jest moja duszyczka! - Zawołał, obejmując ją. - jak pięknie wyglądasz w tej sukni! Nic dziwnego - to ja sam wybierałem materiał! Jak się dzisiaj czuje mój mały aniołek?

-Dziękuję, dobrze - odparła uśmiechając się sztywno.

-Trochęmi tylko nudno, kiedy was nie ma w domu. Odwrócił się do niej zniecierpliwiony.

-To już słyszałem. Robię dla ciebie wszystko, noszę cię na rękach. Nie masz żadnych obowiązków, żadnych trosk, nic nie musisz robić, a i tak narzekasz.

-Wybacz mi - szepnęła Liv. - Już więcej nie będę. Czy nie mógłbyś opowiedzieć czegoś o kantorze, Berenius?

-Co? - roześmiał się. - Miałbym cię zanudzać sprawami, o których nie masz pojęcia i których nigdy nie zrozumiesz? Nie bądź głupia, Liv.

-Nie, myślałam tylko... Żona powinna dzielić z mężem wszystkie jego smutki iradości. Bardzo bym tego chciała.

-No wiesz co! Nasze wspólne życie jest tu, w domu. To, co poza nim, to moja dziedzina.

-Ale ja potrafię dobrze rachować - powiedziała gorliwie. - I podobno ładnie piszę.

-Czy nie mogłabym pomóc wam w kantorze? Moglibyśmy być razem, wyszłabym trochę do lu... Och, przepraszam!

Jego twarz zrobiła się popielato szara, gwałtownie zerwał ze ściany szpicrutę. Liv poznała ją już wcześniej. teraz uciekając przed nim, piszczała jak szczenię.biegła z komnaty do komnaty, a mąż w ślad za nią.

-Stań - wołał. - Zatrzymaj się, niewdzięcznico!

Liv wcisnęła się w kąt w ostatnim pokoju. Szpicruta raz po raz ze świstem przecinała powietrze. poczuła piekący ból.

-Jak śmiałaś powiedzieć, że mogłabyś być pomocna w mojej pracy? - syczał z pianąna ustach. - Rachować! Ty, żona! Jak śmiesz wmawiać sobie coś takiego?

Livskurczyła się jeszcze bardziej. Widząc, jak bardzo jest bezradna, uspokoił się,opuścił szpicrutę i złapał ją za rękę.

-Co ja zrobiłem mojej gołąbeczce? - powiedział z żalem. Ta mała rączka krwawi!Scałował krew, uścisnął jej dłoń i mocno przytulił do siebie - cicho, cicho,nie płacz już, mój gołąbeczku. Twój silny mąż jest tutaj, zajmie się wszystkim.

-Wiesz przecież, że kocham cię nad życie i że chcę jedynie twojego dobra.

-Tak mnie boli, kiedy Cię pouczam, ale musimy przecież pozbyć się tych twoich wymysłów, prawda?

Liv powoli przychodziła do siebie, wyprostowała się. Skinieniem głowy potwierdziła jego słowa, ale jej spojrzenie przypominało wzrok zranionego zwierzęcia.

-Wszystko już dobrze - powiedział. - A wieczorem, kochanie, zabawimy się, dobrze? Moja gołąbeczka nie odmówi swojemu mężulkowi?

Największym wysiłkiem woli opanowała dreszcze. Dobrze znała te ich chwile zabawy. Ona musiała być całkowicie bierna i tylko z wdzięcznością przyjmować jego pieszczoty.

Józef Morton

"Wielkie przygody małego ancykrysta"

Dzieła zebrane Ludowa SpółdzielniaWydawnicza Warszawa 1983.

Str.70

"Nauczyciel tak długo zadawał pytania dopóki nie doszła do głosu linia, którą ileż dzieci dobrze znało. Długa, gruba z akacji do nagiego tyłka przylegała z głośnym mlaśnięciem. Delikwent trzymany mocno przez swoich kolegów - największych inajgroźniejszych dryblasów z całej klasy - wił się i wył z bólu, klasa z przerażeniem była jak martwa a nauczyciel bił.

Str. 98

Spuścić mu portki, Dajcie go tutaj na ławkę! Uczeń rozciągnięty już na ławce załkał cichutko. W całej klasie zapanowała raptem cisza, wyraźnie, więc było słychać, mlaskające uderzenia linią, odmierzane nieznającą litości ręką nauczyciela.

osiem dziewięć dziesięć..... Uczeń z zaciśniętymi do krwi wargami nie wydawał już z siebie głosu, choć ciało jego smagane raz za razem, stawało się coraz bardziej czerwone, w końcu podeszło krwią i spuchło. Leżał spokojnie jak martwy z zamkniętymi oczami, otworzył je dopiero wtedy, kiedy z brzękiem padła linia na stół, rzucona zrozmachem przez nauczyciela. -

Zmęczył mnie szelma !

-Ubieraj się i chodź tutaj do stołu!

Uczeń długo nie mógł zejść z ławki, bo co się na niej podźwignął to zaraz padał jak długi, tak bardzo bolało go ciało, albo po prostu nie miał siły.W końcu zwlókłsię na podłogę, a ledwie zaczął wciągać na siebie spodnie, wybuchnął płaczem.